
Zmarznięta magnolia
Od wielu lat cieszymy się na wiosnę magnolią rosnącą przed naszym domem. Mąż dostał ją w prezencie jako małą sadzonkę przed laty – znak wdzięczności od znajomego.
Magnolia rosła, otoczona krzewami, odpłacając się za zaciszne miejsce w ogrodzie przepięknym kwiatostanem. Co roku przybywało jej pąków w kształcie migdałów, a potem różowych kwiatów o dorodnych płatkach. Robiliśmy jej rokrocznie zdjęcie, gdy niczym panna młoda w paradnym stroju budziła w nas podziw swoją zapierającą dech w piersiach urodą. Każdego dnia, odkąd na jej gałęziach pojawiały się pączki, śledziliśmy, jak się rozchylają i w swoim zenicie kwitnienia obsypują całe drzewo różowymi kwiatami niczym mięsistą materią zarzuconą na konary drzewa.
Tego roku temperatury w miesiącach wiosennych były bardzo zróżnicowane. Po słonecznych dniach, kiedy krzewy i drzewa wybuchły młodymi zawiązkami kwiatów, przyszły dni zimne, bywały też przymrozki. Nasza piękna magnolia nie rozkwitła tej wiosny jak zwykle. Miała wprawdzie zadatek pąków na swoich gałęziach, jednak mróz zatrzymał ich rozwój. Przykro było obserwować, jak drzewo przygotowane do kwitnienia zamiera w pół kroku.
Podobnie dzieje się czasem w życiu człowieka. Potencjał, siła do rozwoju, do dawania piękna zostają dotknięte mrozem w postaci ludzkiego złego słowa, braku życzliwości, zazdrości czy niechęci. Zamiast „dmuchania komuś w skrzydła”, podcina się je złośliwym komentarzem czy wręcz odrzuceniem. Wychylający się pączek, zamienia się w zmarznięty kwiat, niezdolny do dalszego rozkwitu. Środowisko rodziny, szkoły, miejsca pracy a nawet kościoła okazuje się czasem zbyt zimne dla delikatnych, wrażliwych osobników.
Więdną przedwcześnie zanim zdążą zakwitnąć.
Widzę w szkole młodych ludzi, którzy zamknęli się w sobie, a swoje wewnętrzne piękno skryli za fasadą prowokacyjnego ubioru, makijażu, piercingu czy tatuażu. Widzę kobiety w kościołach, gotowe do duchowego rozkwitu na chwałę Stworzyciela, które nie mogą osiągnąć swojej pełni, bo zima nadal trwa w głowach i sercach, tych co decydują o obliczu kościoła. Widzę mężczyzn, którzy zarzucają swoją męskość i młodzieńców bez tożsamości, bo gdzieś w ich historii ktoś zmroził ich serca.
Sama też byłam kiedyś przymrożona, ale chwała Bogu, że On mnie ogrzał swoją miłością.
Co możesz zrobić w sytuacji, gdy kwitnienie jest hamowane przymrozkiem?
Pogodzić się, że w tym roku magnolia nie zakwitnie w pełnej krasie? Przypomnieć sobie lata jej świetności? Za rok mieć znowu nadzieję? Ogacić ją na przyszłość przed mrozem?
Tak zachowujemy się w ogrodzie, a jak to jest w życiu?
Dla Bożych dzieci na szczęście zawsze świeci słońce. Jest nim Jezus – Bóg i Zbawiciel (Psalm 184,12, Obj. 1,16b; 22,16). On ma potrzebną siłę, by ogrzać to, co zmroził Jego przeciwnik poprzez podobnych mu ludzi.
Módl się więc o zmarzniętych duchowo, głoś im Tego, który „jaśnieje w całej swojej mocy”, który mówi o sobie: „Ja jestem gwiazdą świecącą poranną”. On ma moc. On jest przecież naszym Słońcem!
