
Spójrzcie na ptaki …
Na starej śliwie w naszym ogrodzie wisi blaszana konewka. Ptaki odkryły w niej swoje poidełko i miejsce do kąpieli w upalne dni. Od jakiegoś czasu para pleszek zagląda tam częściej, mając za każdym razem coś zwisającego z dzioba. Tym razem nieużywana konewka okazała się dobrym ptasim siedliskiem. Małe ptaszki musiały się nieźle napracować, by wyścielić blaszane dno miękkim puchem. Potem złożyły tam jaja, z których wykluły się trzy pisklęta. Kiedy samica siedziała na jajkach w niecodziennym domku, samiec zajmował się jej dokarmianiem. Potem zamieniali się rolami i on siedział w konewce, a zmęczona ptasia żona miała „wychodne” i mogła trochę pofruwać po drzewach, ale i ona w tym czasie nie zapominała o głodnym mężu.
Kiedy na świat przyszły pisklęta para nabrała szybkości i niezwykłej sprawności w „obsłudze” swojego potomstwa. Na zmianę donosili pisklakom jedzenie przez cały Boży dzień. Gdy jedno wlatywało do gniazda, drugie obserwowało z bezpiecznej odległości, czy nikt nie wytropił ich kryjówki. Samica karmiąc małe, przy okazji trochę sprzątała w domostwie. Jej partner oprócz zdobywania jedzenia, dbał o bezpieczeństwo rodziny. Konewka była na tyle wysoko, że żaden kot nie miał szansy się do niej dostać. A jednak pan pleszek pilnował uważnie, czy jakiś inny intruz nie zagraża ich żółtodziobom. Gniazdo było tak sprytnie uwite, że małe nie mogły z niego wypaść, co często zdarza się w gniazdach usadowionych na drzewach.
Mój teść, który lubi obserwować przyrodę, opowiadał mi, że widział, jak ptasie pisklę spadło kiedyś z gniazda na ziemię, przeżyło i było nadal doglądane przez rodziców. Nie mieli wprawdzie siły, by je podnieść do gniazda, ale karmili je tam, gdzie ono spadło, tak długo, jak pozostawało przy życiu.
Czy życie ptaków nie daje nam pięknych małżeńsko-rodzicielskich lekcji?
Można oczywiście do upadłego dyskutować nad rolą małżonków, ich zadaniami i podziałem domowych obowiązków. Pytać, co jest w domu męską robotą, a co nią już nie jest, choć dziś nie ma to takiego znaczenia jak dawniej, gdy najpierw trzeba było narąbać drewna, naciągnąć z głębokiej studni wiadra wody, upolować coś w lesie, by dopiero żona mogła ugotować coś rodzinie na obiad.
Dziś licytowanie się małżonków, kto ciężej pracuje, nie ma większego sensu. Lepiej nauczyć się od małych pleszek, że małżeństwo to wzajemna dbałość o siebie, dzielenie obowiązków rodzicielskich, solidarność w trudach wychowywania dzieci, wspólna odpowiedzialność za rodzinę, uważność.
Druga refleksja, jaka przychodzi z obserwacji życia w konewce, to nasza relacja z Panem Bogiem. Czasem jesteśmy w miejscu piskląt, które tylko biorą, karmione z bezpiecznych rąk Ojca w Niebie. To nasz początek drogi życia w wierze. Jednak tak, jak pisklęta niedługo opuszczą bezpieczną konewkę w ogrodzie, tak i my wyruszamy w którymś momencie w samodzielne duchowe życie, bez mentorów, doradców, wstawienników modlitewnych, czasami bez duchowej rodziny, bez lidera. Sami stajemy się czyimiś rodzicami duchowymi, zaczynamy modlić się za innych, liderujemy, nauczamy a wokół nas tworzy się społeczność wierzących.
Czy wtedy nie potrzebujemy wsparcia z góry? Bynajmniej! Słowo Boże mówi, że Pan Bóg troszczy się o ptaki, jakże by więc nie wiedział czego nam ludziom potrzeba? On wspiera nas, gdy jesteśmy bezradni, zdani na Jego łaskę jak pisklęta i On pomaga nam, gdy już jako rodzice, zarówno ci biologiczni jak i duchowi, potrzebujemy mądrości, wytrwałości, konsekwencji, siły w codziennych trudach. Skoro On daje małym ptaszkom pomysł uwicia gniazda w konewce, czy i nam, stworzeniu na Jego obraz, nie da twórczej siły do pokonywania problemów i znajdowaniu kreatywnych rozwiązań?
„Przypatrzcie się ptakom w górze: nie sieją, nie zbierają plonów ani nie gromadzą [ziarna] w spichlerzach, a jednak wasz Ojciec Niebieski żywi je. Czyż nie jesteście warci więcej niż one?” Ewangelia Mateusza 6,26


2 komentarze
Dominika
Bardzo fajny tekst 🙂
Lucyna
Dziękuję Dominiko. Pozdrawiam serdecznie!
PS. Gniazdo w konewce jest już puste od trzech dni. Małe pleszki „wybiły” się na samodzielność, choć mój mąż uważa, że są one gdzieś w gałęziach drzew jeszcze dokarmiane przez rodziców:)