Blog

Pokochać złośnicę

Kiedy z natury masz spokojne usposobienie, nie wdajesz się w otwarte konflikty i generalnie robisz sympatyczne wrażenie na wejściu, szybko w chrześcijańskim światku dostaniesz etykietkę pokornej, co jest oczywiście wielkim komplementem. I już, informacja idzie w świat, nie zatrzymasz jej biegu. A gdyby tak zajrzeć za tę fasadę?

Okazuje się, że taki sam wulkan negatywnych emocji może kryć się w sercu osoby pełnej ekspresji, która będzie musiała je wykrzyczeć i być może uszczuplić przy okazji rodową zastawę, jak i tej, która wszystkie reakcje stłumi w sobie i pokryje ciepłym uśmiechem, spuszczając skromnie oczy. Tymczasem kule armarnie wymierzone w ludzi będą eksplodowały wewnątrz niej, siejąc spustoszenie.

Pisze o tym Lysa TerKeurst w „Poskromnieniu złośnicy” dzieląc typy ludzkie na wybuchowców i tłumicieli. W gruncie rzeczy wszyscy, kiedy nie panujemy nad emocjami, wprowadzamy zamęt zarówno do swojego otoczenia, jak i do swojego wnętrza i  serca. Lysa opowiada o różnych sposobach radzenia sobie z nieujarzmionymi uczuciami, a jedną z myśli, która szczególnie zapadła mi w pamięć jest ta:

Uczucia są wskaźnikiem, a nie zwierzchnikiem.

Tak, potrzebujemy je przeżyć od początku do końca, są istotne i badając je możemy krok po kroku dojść do źródeł naszych nagłębszych bolączek, często skrywanych i narastających od lat. Jako typowy tłumiciel czuję się wyjątkowo niekomfortowo, kiedy muszę radzić sobie z dużym kalibrem emocji, zwłaszcza tak gwałtownych jak gniew i złość. Długo muszę sobie potem porządkować w głowie, ale jeśli już coś doprawadziło mnie do tzw. ostateczności, to chcę wykorzystać tę okazję do sprawdzenia, z czego ten gniew, co tam siedzi, się bierze. To cenna wiedza. To co odkryję, oddaję w ręce Najwyższego, który chce się zatroszczyć o źródło mojego bólu. Uzdrawia, wybacza, przynosi życie. W ten sposób właśnie w miejscu upadku i słabości znajduję zwycięstwo w Jezusie.

Zadziwia mnie sposób, w jaki On potrafi przemienić myśli i skierować je na zupełnie inny tor, kiedy tylko damy Mu choć maleńki dostęp i przyznamy: nawet tę najgorszą na świecie  osobę, której mam tak serdecznie dość i w której nie znajduję nic sympatycznego – nawet ją Bóg kocha.

Dla wielu z nas zmagania z własną emocjonalnością są dużym wyzwaniem. Zostałyśmy stworzone właśnie takie:  wyczulone na wszelkie drgnięcia nastroju, rejestrujące zmienne tony w naszym wnętrzu, czujne i często aż ponad miarę analizujące. Mamy jednak także dostęp do mądrości i nie musimy się poddawać wszystkim uczuciom. Jak we współpracy z Bogiem surfować na fali emocji, a nie dać im się zatopić  – wiele cennych wskazówek znajdziecie w nowej książce Lysy.

Chociaż bowiem w ciele pozostajemy, nie prowadzimy walki według ciała,  gdyż oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz posiada moc burzenia, dla Boga, twierdz warownych. Udaremniamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga i wszelki umysł poddajemy w posłuszeństwo Chrystusowi. (2 Kor 10,3-5)

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *