
Kierunek
Jeden z wiosennych weekendów spędziliśmy rodzinnie w górach, ciesząc się cudowną pogodą, właśnie co przebudzoną zielenią i wędrówkami po szlakach. Z reguły staramy się wybierać drogi mniej uczęszczane. Udało nam się to wspaniale pierwszego dnia. Spontanicznie wybraliśmy się na mały spacer po okolicy, który okazał się kilkunastokilometrowym marszem. Było tak dziko, fascynująco i pięknie, że nikt nie marudził, nawet kiedy zdarzyło się wpaść do strumienia, a naszym jedynym prowiantem była mała paczka krakersów i woda.
Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się na, zdawałoby się, bardziej wymagającą wędrówkę – na prawdziwy szczyt! Dziarsko wyruszyliśmy z parkingu u stóp góry, mając żywo w pamięci wczorajsze przeżycia i obrazy. Niestety szybko okazało się, że mają się one nijak do tego, co dziś nas czeka. Trasa biegła brukowanym, szerokim traktem, miejscami dość stromym, ale prawie zupełnie pozbawionym cienia. Razem z nami pokonywały go dziesiątki innych turystów, połowa zaopatrzona w procentowe czteropaki. Mimo, że podejście nie było nawet w połowie tak wymagające jak poprzedniego dnia, to kiedy dotarliśmy do schroniska, mieliśmy wszyscy w oczach to samo: zmęczenie i zniechęcenie, a w głowach myśl: „Uciekajmy stąd!” Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Nie tego szukamy.
Zaczęłam studiować mapę i po uważnym prześledzeniu różnych opcji okazało się, że jest możliwość powrotu inną trasą, niż kamienna, tłumna autostrada. Zamiast czerwonym szlakiem, wrócimy zielonym, trzeba tylko uważać, aby przy skałkach zejść ze szlaku w prawo, na gruntową drogę, już nie oznakowaną, ale wyraźnie prowadzącą do miasteczka, gdzie czekał nasz samochód. Przy skałkach w prawo. Przywabieni wizją samotności ruszyliśmy przed siebie i po chwili znaleźliśmy się na drewnianej kładce, prowadzącej malowniczo wśród drzew i bujnych jagodowych krzaczków. Nie mogliśmy uwierzyć we własne szczęście, że oto o kilka kroków od głównej, obleganej trasy, prowadzi ścieżka prawie nie uczęszczana, nieporównywalnie piękniejsza, zacieniona, z której rozciąga się malowniczy widok na dolinę. Nie do wiary, że większość ludzi nie próbuje jej odszukać ani nią pójść. Mają przecież dostęp do tej samej mapy!
Delektując się zielenią, ciszą i śpiewem ptaków posuwaliśmy się naprzód, mając wciąż w pamięci konieczność skręcenia w prawo, za skałkami. W pewnym momencie znaleźliśmy się na rozległym jagodowym polu. Powtarzałam sobie w myślach: „Musimy wrócić tu w lipcu, jak dojrzeją jagody” W oddali majaczyły skałki, ale to na pewno nie te z mapy. One są przecież zaznaczone o wiele bliżej. Zeszliśmy z pola wchodząc ponownie w las i Olaf powiedział „O, droga!” Faktycznie, szlak przecinała dość szeroka ubita droga. Miałam w głowie wizję jagodowych żniw oraz skałek NA drodze, których wciąż nie było, zerknęłam na mapę i stwierdziłam z pełnym przekonaniem: „To na pewno nie ta. Musi być jakaś inna, za skałkami. Dalej prosto.”
Poszliśmy więc dalej, trafiając po niedługim czasie na grupę malowniczych skał tworzących jakby bramę. Zachwyceni zatrzymaliśmy się, aby podziwiać widoki i porobić zdjęcia. Po chwili ruszyliśmy, ze zdwojoną uwagą wypatrując gruntowej drogi, w którą mamy skręcić. Szlak prowadził stromo w dół, a potem w zdecydowanie innym kierunku, niż ten, który potrzebowaliśmy obrać. Potwierdzała to lokalizacja w telefonie. Zaczęłam czuć rosnący niepokój, walczący z rozdrażnieniem. Eee tam, jeszcze chwila i na pewno trafimy na TĘ drogę. Grunt to się nie zatrzymywać, przecież w końcu gdzieś dojdziemy. Po kolejnym kwadransie stało się jasne, że owszem, dojdziemy, ale na pewno nie tam, gdzie czeka nasz samochód. W najlepszym razie wyjdziemy na wąską szosę, pozbawioną pobocza, którą będziemy musieli maszerować jeszcze 4,5 km, aby do niego dotrzeć. Słaba opcja dla pięcioosobowej rodzinki.
Mimo wszystko wciąż nie bardzo byłam chętna, żeby uznać, że idziemy w złym kierunku, a jedyne rozsądne wyjście to zawrócić i odnaleźć drogę, którą przegapiliśmy. Hmmm – właściwie, to ja przegapiłam. W końcu jednak podjęliśmy decyzję – wracamy! Oznaczało to wspinaczkę i ponowne pokonanie odcinka, który właśnie przeszliśmy, ale było najlepszym rozwiązaniem. Skracając dalszy rozwój wypadków, który obejmuje przedzieranie się przez gęste poszycie leśne, dreszczyk emocji przy świeżych tropach dzika, oraz marsz dzielnego ojca i dzielnej najstarszej córki po krętej szosie bez pobocza po samochód – wieczór zastał nas głodnych, ale całych i zdrowych.
Już wtedy w lesie myślałam, jak to się właściwie mogło stać? Przecież mieliśmy mapę, dokładne wskazówki, głowy na karku. Okazuje się, że wcale nie jest trudno zignorować ewidentne sygnały. Co z tego, że mam przed sobą mapę, jeśli nie potrafię właściwie odczytać jej wskazówek i odnieść do okoliczności, w jakich się znalazłam? Dotyczy to nie tylko wędrowania po górach, ale wielu innych ścieżek. O wiele ważniejszy od tempa wędrówki i pięknych widoków jest kierunek, jaki obierzemy, bo to on decyduje o tym, czy dotrzemy do celu czy też nie. Nie na znaczenia ile kroków zrobiłam, jak daleko zaszłam i jak bardzo się zmęczyłam. Jeśli nie trafiłam na właściwą drogę, posuwanie się naprzód paradoksalnie oddala mnie od celu, a nie do niego zbliża. Wysiłek okazuje się daremny, a parcie naprzód głupotą.
Nigdy nie jest za późno na zmianę kierunku. Nawet jeśli zatrzymanie się jest trudne, bo wymaga przyznania się do błędu, dodatkowego wysiłku, przedarcia się przez kolczaste krzaki, żeby wrócić na właściwą drogę – to najlepsza decyzja. Nie wiem w jakiej dziedzinie Bóg pokazuje Ci, że się zagalopowałaś, ale jeśli On to robi, na pewno będziesz wiedziała. Może to pułapka porównywania się, pielęgnowanie urazy do kogoś lub fałszywe wyobrażenie o osobie Jezusa i o tym, do czego faktycznie powołuje Ciebie i mnie?
Potrzebujemy uznać, że bez wsparcia Ducha Świętego nie potrafimy dobrze czytać mapy jaką jest Biblia – Boże Słowo. Jednak przy Jego wsparciu i pomocy zawsze trafimy na właściwą ścieżkę – nawet w najbardziej niespodziewanym miejscu. Nie jest głupotą zmienić kierunek, bo posuwanie się naprzód wcale nie oznacza, że zbliżam się do celu.
Od serca – Marta
„Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci.”
Ks. Przysłów 16,25
Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje
I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną
Psalm 139:23-24


Jeden komentarz
Kry Kry
Po przeczytaniu tego wpisu od razu wystawie ofertę przejazdu na https://dojedz.pl/ i zbieram chętnych. Uwielbiam góry ale zawsze jestem tam zimą, czas się przełamać!