Blog

Gwiazdy i świetliki

Patrzeć w niebo nauczyła mnie moja Babcia Akwilina. Kiedy byłam małą dziewczynką opowiadała mi o Bożym stworzeniu i o tym, że Bóg zna każdą z miliardów gwiazd. To wystarczyło mi wtedy, by uwierzyć, że jest On potężnym Bogiem. Chciałam Go poznać, był dla mnie Kimś zachwycającym. W wieku 16 lat oddałam Mu swoje życie i postanowiłam, że patrzenie w górę, do którego zachęca Ap. Paweł wierzących w Kolosach 3,2: „O tym, co w górze myślcie, nie o tym, co na ziemi”, stanie się celem mojego życia. W miarę upływu lat przekonałam się, że trudno żyć z głową w gwiazdach. Trzeba było latami pochylać się nad książkami, by skończyć studia, potem rozpocząć pracę, założyć rodzinę, urodzić dzieci, zarobić na dom, urządzić go, wychować dzieci, dalej pracować i rozwijać się zawodowo, pomagać dorosłym dzieciom, opiekować się rodzicami… Wprawdzie cały czas starałam się mój wzrok kierować ku górze, ku mojemu Zbawicielowi, którego potrzebowałam każdego dnia, jednak na patrzenie w gwiazdy często brakowało już czasu i siły. Czasami przelotnie spoglądałam w niebo, by zobaczyć nad dachem domu Wielki i Mały Wóz, ale brakowało tego dziecięcego zachwytu, jaki towarzyszył mi na spacerach z Babcią. Poza tym gwiazdy w zanieczyszczonym sztucznym światłem mieście nie świecą tak wyraziście, jeśli w ogóle są jeszcze widoczne na niebie. Słyszałam powiedzenie, że jako ludzie wierzący nie powinniśmy niczym kury dziobać w życiu z głową spuszczoną do ziemi w poszukiwaniu pokarmu. Jak często jednak widziałam siebie i innych wierzących zaganianych codzienną „dziobaniną”, za rzadko podnoszących głowy ku niebu i gwiazdom.
Tego lata przechodzę na wypracowaną emeryturę. Pożegnałam się ze szkołą, moimi uczniami, gronem pedagogicznym i dyrekcją. To było miłe pożegnanie z nadzieją pozostawienia dobrych śladów po sobie w tym miejscu.
W ciepły lipcowy wieczór położyłam się na hamaku w ogrodzie i popatrzyłam w niebo. Bez limitu czasowego. Bez pośpiechu i wyrzutu sumienia, że muszę coś koniecznie zrobić, z zachwytem. Tak jak patrzyłam, gdy byłam małą dziewczynką. I kiedy tak leżałam, rozkoszując się wieczorną ciszą, zobaczyłam podobne do gwiazd poruszające się w trawie świetliki. Dawno ich nie widziałam. Ich widok ucieszył mnie tak samo, jak kiedyś widok niezmierzonej ilości gwiazd. Błyszczały tym samym gwiezdnym blaskiem, migotliwym, przykuwającym wzrok.
I wtedy pomyślałam, że moje życie składa się z gwiazd i świetlików. Modlitwa, czytanie i rozważanie Bożego Słowa, opowiadanie innym o Jezusie, wspólnota z wierzącymi, śpiewanie uwielbiające Boga to czas, gdy patrzę w gwiazdy na niebie, zaś moja praca i sposób codziennego wypełniania życiowych obowiązków to jakby patrzenie na świetliki w trawie. Jedne i drugie świecą to tu, to tam, tylko przez ulotny moment, na krótką chwilę. Tak samo jak ty i ja. Może ktoś się zatrzyma, a może nawet zachwyci i skieruje wzrok ku Wszechmocnemu, który stworzył mgławice gwiazd, tańczące w trawach świetliki i nas ludzi: Ciebie i mnie, byśmy oddawali Mu chwałę.

Jeden komentarz

  • AniaI

    Dziękuję Lucynko za te słowa. Mam nadzieję, że znajdując więcej czasu częściej będziesz pisać. Choć wierzyć się nie chce, że …co ? Emerytura ? Wszak wciąż widzę Ciebie młodziutką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *